sobota, 24 września 2011

Bordeaux

Mam dla Was złą informację - to że nie piszę nie znaczy wcale, że zniknęłam. Mam się dobrze, nawet bardzo. Tkwię w swoim śnie, który uparcie, wraz z każdym spojrzeniem i uśmiechem, staje się jawą.
Merdam radośnie rudą kitą, która znów zmieniła kolor z rudego brązu na bardzo ciemny bordowy. Niemal czarny.
I słucham nowej płyty Closterkellera, obserwując bordowe palce tańczące na klawiaturze.
Dobrze mi jest tak. Oj tak tak...
Tak bordowo.
I Bordeaux rozbrzmiewa w słuchawkach.
Rozpływam się w cieplej mgle codziennych przyjemności.

I wcale nie przestałam wyszywać ;)
Lisów przybyło sporo. Sami spójrzcie!

Coraz bardziej przeraża mnie myśl o wszechogarniającej lisy czerni. Znaczy się - wyszywanie tła nie będzie radosne.
A najgorsze jest to, że nie mam zielonego pojęcia, co wyszywać po liskach...

Biblioteczka rośnie nieskromnie.
Pewnie nie dzieliłam się swoimi planami....
Są niecne. Zamierzam uskładać sobie pokaźnej wielkości biblioteczkę.
W tym miesiącu na półeczce wylądowały:




Właśnie czytam "Grę Anioła".
Cudo :)

1 komentarz: