No i po weselu. Było przecudnie :) Nie spodziewałam się połowy rzeczy, które tam się działy. Ale największym zaskoczeniem był Wampir, który obtańczył wszystkie kuzynki i o mało nie przyprawił mojej mamy o zawał nadmiarem obrotów i skrętów. A ja, po raz kolejny, przekonałam się, że zupełnie nie umiem tańczyć w składzie większym niż ja, ja i ja sama ;)
Na wyszywanie było czasu mało, ale co nieco skończyłam, część projektów troszkę poszła do przodu.
Byłam pewna, że zrobiłam zdjęcie gotowego prezentu ślubnego. Ale się pomyliłam.
I w wersji nieoprawionej:
Oprawiłam też w ramkę tymczasową tryptyczek kwiatowy:
No i czas pochwalić się postępami w domku blackworkowym :)
Pojawiły się pierwsze backstitche!
Mam nadzieję, że szybko go skończę :) Musiałabym dorwać więcej wzorków blackworkowych...
A po głowie chodzi mi wyhaftowanie sobie kalendarzyka jakiegoś :)
Śliczny prezent wyczarowałaś!
OdpowiedzUsuńSama bym taki chciała dostac , ten czarna nitka jest super.
OdpowiedzUsuń