niedziela, 19 czerwca 2011

Niedzielne popołudnie

Niedzielne popołudnia mają jakąś dziwną moc w sobie. Niby popołudnie jak popołudnie, a wieczór jak wieczór. Ale to w niedziele nastaje delikatne przebijanie się promieni zachodzącego słońca przez połać wielu warstw okno-ozdabiaczy. W niedzielę wygląda to zupełnie inaczej.
I tak, konsekwentnie, rozdzielam sobie czas wolny między kłucie szmatki igłami zaprzężonymi w kolorowe niteczki, a zatapianiem się w nieistniejących światach słów pisanych.
Półlitrowy kubek, wypełniony po brzegi wyśmienitą mieszanką orzechowej herbaty, cukru wanilinowego oraz mleka, kusi. Gorący, pokrzepiający napój rozlewa się po wnętrzu lisicy, jeszcze bardziej poprawiając jej humor. W przerwie od zerkania zza szkieł drugiej pary oczu zanurza się w myślach. Wędruje w okolicach, które jeszcze bardziej rozgrzewają ją od środka. Po chwili wraca do rzeczywistości, tylko po to, by zanurzyć się znów w słowach lub feerii barwnych nitek.
I tak sobie myśli, niezobowiązująco, że jest szczęśliwa. Chyba.
Możliwe. Bardzo.
Sporo atrybutów tego dowodzi.
Np. niegasnący uśmiech, taneczny krok, melodie wciąż błąkające się po ustach.

A skąd nagła zmiana formatu wpisu?
Owy wypadek przy blogowaniu sponsoruje aparat. A dokładniej akumulatorki. Padnięte.
Wyssane.
A lisicy szkoda pięknego, niedzielnego popołudnia na szukanie ładowarki.
Ale drugi paw już prawie skończony ;)

1 komentarz:

  1. Format wpisu całkiem udany :) Ja się obawiam o mój aparat ... Zaczął bzyczeć. Nie wiem czy już się bać czy jeszcze nie ;) Pozdrowionka :)

    OdpowiedzUsuń